Klasyka, po którą w końcu udało mi się sięgnąć. Żałuję, że tak późno, bo była to wyborna uczta.
Byłam w lekkim szoku, gdy przeczytałam, że powieść ta powstała w roku 1954. Po raz pierwszy zetknęłam się z tym tytułem za sprawą ostatniej ekranizacji, dlatego kojarzyłam go raczej ze współczesnością. Swoją drogą, szkoda, że film tak bardzo odbiega od wizji autora (i nie mówię tu o kolorze skóry głównego bohatera, choć to również nie jest bez znaczenia).
Ta post apokaliptyczna wizja ludzkości wymierającej przez zarazek powodujący wampiryzm bardzo przypadła mi do gustu z dwóch powodów. Po pierwsze, dzięki rzadko spotykanemu, naukowemu podejściu autora do tego zagadnienia. Wcześniej nie spotkałam się z objaśnianiem elementów legend o wampirach wyłącznie za pomocą czynników biologicznych, chemicznych oraz psychologicznych, które jednocześnie całkowicie wypierałyby podłoże paranormalne. Drugim czynnikiem, wywołującym mój zachwyt był doskonały rys psychologiczny bohatera, pokazujący złożoność ludzkiej natury, zdolności przystosowawcze i granice wytrzymałości.
No właśnie, główny bohater - Robert Neville, któremu towarzyszyłam przez ostatnie dni, jest jedynym na ziemi (przynajmniej tak mu się wydaje) człowiekiem nie zarażonym wampiryczną chorobą. Przez kilka lat po stracie rodziny desperacko próbuje odnaleźć antidotum na wywołującą chorobę bakterię, aby odrodzić swój gatunek lub jedynie dotrwać swoich dni w towarzystwie drugiego człowieka. Robert cierpi z powodu samotności, dlatego nieustannie poszukuje innych ocalałych. Ten ból jest pokazany bardzo obrazowo, ale też wiarygodnie, bez zbędnego przesadyzmu. Autor nie od razu zdradza, co się wydarzyło w życiu Nevilla. Stopniowo wprowadza nas w jego tragedię, która miała miejsce, gdy musiał na zawsze pożegnać żonę i córkę. Pozwala czytelnikowi najpierw poznać człowieka na skraju załamania, polubić go, ofiarować mu współczucie, a gdy już myślimy, że gorzej być nie może, dowala kolejne wydarzenia, powodując ciągle narastanie emocji.
Książka w mistrzowski sposób ukazuje wielowymiarowość tego, co nazywamy moralnością, wyższym dobrem czy mniejszym złem. Pozwala dostrzec relatywizm wszystkiego, co nas otacza. Tak naprawdę to przesłanie zamyka się w jednym zdaniu, które idealnie podsumowuje powieść tuż przy jej końcu:
"Normalność jest bowiem pojęciem, które wyznacza większość, określają ją standardy większości, a nie standardy pojedynczego człowieka".
Komentarze
Prześlij komentarz