Przejdź do głównej zawartości

"Pewnego razu w Świnioryjach" Przemysław R. Cichoń




Tytułowe Świnioryje to mała wioska gdzieś na Mazurach, w której na pozór szare i leniwe życie wiodą dwaj przyjaciele - Waldek Paciaja i Mundek Waśka. Tych dwóch jegomościów łączy nie tylko wspólne miejsce na ziemi, ale też ogromne zamiłowanie do napojów procentowych.

Przyznam, że gdy sięgałam po tę książkę szykowałam się na kolejną opowieść w stylu telewizyjnego "Rancza", jednak autor w zupełnie inny sposób ugryzł temat zapyziałej polskiej wsi, towarzyszącego biedzie alkoholizmu oraz bezrobocia. Tutaj wątki te zdawały się tworzyć jedynie blade tło do niesamowitych przygód, jakie nagminnie przytrafiały się wiecznie nietrzeźwym kolegom. Bo to, co miało miejsce w Świnioryjach nie zdarza się zwykłym śmiertelnikom. To istne rubieże rzeczywistości. W jednym z rozdziałów odniosłam wręcz wrażenie, że autor lekko przesadził, ale szybko mu tę nadmierną fantazję wybaczyłam. Jednak już do końca życia będę sobie zadawać pytanie: czy to wszystko się wydarzyło, czy było jedynie zbiorowym, alkoholowym urojeniem.

Po pierwszym rozdziale miałam mieszane uczucia i nie za bardzo polubiłam głównych bohaterów. Ot, dwóch pijaczków, bez życiowego celu, wałęsających się od domu do sklepu i z powrotem, obszarpani, zaniedbani, nijacy. Mimo, że opowiadania są napisane z humorem i bardzo przyjemnym językiem, z początku nie mogłam wczuć się w ten sielsko-satyryczny ton. Było mi nawet jakoś tak refleksyjnie i smutno, bo widziałam Waldka i Mundka jedynie jako zniewolone uzależnieniem osoby. Ale z każdą kolejną przygodą wsiąkałam w te beztroskie klimaty, aż do tego stopnia, że w połowie książki sama nabrałam ochoty na szklaneczkę czegoś mocniejszego. Spodobało mi się to luzackie podejście do życia, a jednocześnie odwaga, lojalność i pomysłowość sympatycznych wieśniaków. Przemiana, jaka za sprawą pewnego wydarzenia zaczęła się dokonywać w młodszym z nich, bardzo pozytywnie wpłynęła na tę postać, wzbogaciła ją i sprawiła, że Waldek Paciaja stał się ciekawy i dał się polubić. W zwykłym pijaczku zobaczyłam człowieka o niezwykłym wnętrzu.

Książka jest zaskakująco wciągająca i bez błędów warsztatowych, co często ma miejsce u debiutujących pisarzy. Nie zdarzyło się w niej ani jedno potknięcie językowe, powtórzenie, czy coś, co mogłoby wybić mnie z rytmu podczas czytania. Historia płynie, niespiesznie, ale intrygująco. Zaskakuje i bawi, momentami też rozczula. Pojawia się cała gama emocji i radość, gdy można po nią ponownie sięgnąć po ciężkim dniu. Dlatego uważam zbiór opowiadań Przemysława R. Ciochonia za naprawdę udany debiut, mam nadzieję, będący jedynie przedsionkiem dla dalszej pisarskiej drogi.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Pax" Sara Pennypacker

Przepiękna opowieść o przyjaźni człowieka i zwierzęcia. Przyjaźni wystawionej na wielką próbę. Ale jest to również, a może przede wszystkim, książka o wojnie, stracie, umieraniu, samotności i bólu. A wszystko to dostrzec można na cudownej okładce z zapatrzonym w dal lisem. Po zapoznaniu się z pierwszymi rozdziałami, w moim odczuciu była na tyle smutna i momentami przygnębiająca, że bałam się ją dać do czytania córce. Jednak moja dziesięciolatka po raz kolejny zaskoczyła mnie dojrzałością. Z początku podchodziła dość sceptycznie do pozycji, w której nie będzie magii, czarodziejów, duchów, smoków i innych fantastycznych elementów. Jednak już od pierwszej strony książka ją pochłonęła. A łzy w jej oczach, które zaistniały w połączeniu z uśmiechem po przeczytaniu ostatniej strony, były najlepszą recenzją, jaką mógłby sobie wymarzyć każdy autor. Dwunastoletni, na wpół osierocony chłopiec musi rozstać się ze swoim lisem, który przetrwał jako jedyny z miotu i dorastał wśród ludzi, w dwu

Wakacyjna lista książek zaczytanej 10-latki

Miałam zrobić tę listę pod koniec wakacji, ale niestety nie udało się. Lepiej późno, niż wcale :) Dziesięciolatka zakochana w książkach to oczywiście moja córa. Jestem z niej bardzo dumna. W czasie dwóch miesięcy wakacji przeczytała ich 11. Może komuś z Was przypadnie go gustu któraś z nich. Polecam, zwłaszcza, że nadchodzą długie jesienne wieczory ;) "Wojownicy"  Erin Hunter Zacznę od największego dla mnie zaskoczenia, jakim jest seria "Wojownicy", napisana przez kilka autorek, przybierających wspólny pseudonim Erin Hunter. Dlaczego zaskoczyło mnie tak duże zainteresowanie tymi książkami mojej córki? Ponieważ pierwszą część kupiła już ponad rok temu i zawiedziona skończyła lekturę na drugim rozdziale. Jej zarzuty wobec powieści były podobne do moich, mianowicie, książka zawiera dużo bardzo zbliżonych do siebie nazw, które utrudniają wczytanie się i zrozumienie treści. Pozycja przeleżała na półce tak długo, że chciałam już ją komuś oddać, lecz wtedy

"Jestem legendą" - Richard Matheson

Klasyka, po którą w końcu udało mi się sięgnąć. Żałuję, że tak późno, bo była to wyborna uczta. Byłam w lekkim szoku, gdy przeczytałam, że powieść ta powstała w roku 1954. Po raz pierwszy zetknęłam się z tym tytułem za sprawą ostatniej ekranizacji, dlatego kojarzyłam go raczej ze współczesnością. Swoją drogą, szkoda, że film tak bardzo odbiega od wizji autora (i nie mówię tu o kolorze skóry głównego bohatera, choć to również nie jest bez znaczenia). Ta post apokaliptyczna wizja ludzkości wymierającej przez zarazek powodujący wampiryzm bardzo przypadła mi do gustu z dwóch powodów. Po pierwsze, dzięki rzadko spotykanemu, naukowemu podejściu autora do tego zagadnienia. Wcześniej nie spotkałam się z objaśnianiem elementów legend o wampirach wyłącznie za pomocą czynników biologicznych, chemicznych oraz psychologicznych, które jednocześnie całkowicie wypierałyby podłoże paranormalne. Drugim czynnikiem, wywołującym mój zachwyt był doskonały rys psychologiczny bohatera, pokazujący złożon