Nie czytałam wcześniejszych powieści pana Henela, więc podeszłam do tej pozycji bez żadnych skojarzeń, porównań, uprzedzeń, za to z dużym entuzjazmem.
Niestety książka trochę mnie rozczarowała. Mega pozytywne recenzje tak rozbudziły moje oczekiwania, że spodziewałam się czegoś naprawdę wyjątkowego, oryginalnego, czegoś, co mnie zaskoczy, a przede wszystkim postawi włosy na głowie. W tej ostatniej kwestii największą robotę można przypisać okładce - jest naprawdę straszna.
Odnosząc się do treści, nie mogę powiedzieć, że książka jest zła. Są dobre, przerażające momenty. Ale to raczej na początku. Później nastąpił u mnie chyba przesyt grozy i nadnaturalnych zjawisk, które niczym oryginalnym się nie cechowały, były powtarzalne i pod koniec zwyczajnie się nudziłam.
Wymienię swoje zastrzeżenia, które przeszkadzały mi w odbiorze tej historii:
- Wspomniany już nadmiar zjawisk paranormalnych - demon w postaci Niemca, zombie, wampir, straszy tu, straszy tam, co chwilę coś strasznego, ale jakby bez budowania napięcia. Nie zdążyłam się nakręcić, a tu już kolejna scena grozy.
- Mnóstwo powtórzeń, co uważam za błąd redakcji, bo każdy autor powtórzenia robi, ale to powinno być wyłapywane w procesie wydawniczym (tak mi się wydaje); kumulacja powtórzeń na stronie 321, gdzie słowo "pomieszczenie" wystąpiło 5 razy w jednym akapicie.
- Momentami zabrakło mi logiki. Już na samym początku, gdy ksiądz najpierw wygłasza kazanie, a potem dzieci komunijne wchodzą do kościoła; wnioskuję, że przez pół godziny stały na zewnątrz z niewiadomego powodu. Poza tym kazanie o Hiobie na takiej uroczystości wydaje mi się też niezbyt na miejscu (może dlatego dzieci stały na zewnątrz, żeby nie słyszeć tych okropności ;) ). Inna, zapalająca u mnie czerwone światło sytuacja to rozmowa z proboszczem, który ochoczo opowiada obcemu mężczyźnie o zjawiskach paranormalnych, jakie mają miejsce w okolicy, niczym przekupka na targu. Zwykle duchowni są raczej powściągliwi w wyrażaniu opinii na temat takich zjawisk. Jest to dla mnie mało wiarygodne, a jeśli to sam demon wpłynął na takie zachowanie księdza, powinno to być jakoś wyraźniej zaznaczone, wytłumaczone.
- Irytowały mnie też filozoficzne wtrącenia, trochę oderwane od narracji, jakby instruujące co, jak i dlaczego dzieje się na świecie, jakby pisane z pozycji narratora, nie bohatera.
- Brakowało mi tajemnicy, jakiegoś napięcia, zaskoczenia, przed półmetkiem już wiedziałam o co chodzi i jak prawdopodobnie opowieść się skończy
-- - I na koniec coś najistotniejszego - nie polubiłam głównego bohatera (nie mam tu na myśli demona), mimo, że policjant przeżywał straszne momenty w życiu, nie potrafiłam mu współczuć, bać się o niego, itd. Był dla mnie prawie przezroczystą postacią. A stało się tak pewnie dlatego, że nie miałam możliwości poznać go jako męża, ojca, w zwykłych życiowych sytuacjach. Pojawił się nagle i niejako wtopił w akcję. Nawet nie bardzo wierzyłam w jego ból po stracie najbliższych.
- Wspomniany już nadmiar zjawisk paranormalnych - demon w postaci Niemca, zombie, wampir, straszy tu, straszy tam, co chwilę coś strasznego, ale jakby bez budowania napięcia. Nie zdążyłam się nakręcić, a tu już kolejna scena grozy.
- Mnóstwo powtórzeń, co uważam za błąd redakcji, bo każdy autor powtórzenia robi, ale to powinno być wyłapywane w procesie wydawniczym (tak mi się wydaje); kumulacja powtórzeń na stronie 321, gdzie słowo "pomieszczenie" wystąpiło 5 razy w jednym akapicie.
- Momentami zabrakło mi logiki. Już na samym początku, gdy ksiądz najpierw wygłasza kazanie, a potem dzieci komunijne wchodzą do kościoła; wnioskuję, że przez pół godziny stały na zewnątrz z niewiadomego powodu. Poza tym kazanie o Hiobie na takiej uroczystości wydaje mi się też niezbyt na miejscu (może dlatego dzieci stały na zewnątrz, żeby nie słyszeć tych okropności ;) ). Inna, zapalająca u mnie czerwone światło sytuacja to rozmowa z proboszczem, który ochoczo opowiada obcemu mężczyźnie o zjawiskach paranormalnych, jakie mają miejsce w okolicy, niczym przekupka na targu. Zwykle duchowni są raczej powściągliwi w wyrażaniu opinii na temat takich zjawisk. Jest to dla mnie mało wiarygodne, a jeśli to sam demon wpłynął na takie zachowanie księdza, powinno to być jakoś wyraźniej zaznaczone, wytłumaczone.
- Irytowały mnie też filozoficzne wtrącenia, trochę oderwane od narracji, jakby instruujące co, jak i dlaczego dzieje się na świecie, jakby pisane z pozycji narratora, nie bohatera.
- Brakowało mi tajemnicy, jakiegoś napięcia, zaskoczenia, przed półmetkiem już wiedziałam o co chodzi i jak prawdopodobnie opowieść się skończy
-- - I na koniec coś najistotniejszego - nie polubiłam głównego bohatera (nie mam tu na myśli demona), mimo, że policjant przeżywał straszne momenty w życiu, nie potrafiłam mu współczuć, bać się o niego, itd. Był dla mnie prawie przezroczystą postacią. A stało się tak pewnie dlatego, że nie miałam możliwości poznać go jako męża, ojca, w zwykłych życiowych sytuacjach. Pojawił się nagle i niejako wtopił w akcję. Nawet nie bardzo wierzyłam w jego ból po stracie najbliższych.
Podsumowałabym w ten sposób: Po przeczytaniu połowy książki, zmuszałam się, żeby ponownie ją otwierać. Cała fabuła pewnie byłaby całkiem zjadliwa, gdyby nie zniechęcający momentami styl oraz niewyłapane błędy. Nie jest to debiut tego autora, ale wyraźnie można odczuć nie wyrobione jeszcze pióro.
Komentarze
Prześlij komentarz