Emocjonalnie uwikłana w losy Marka Leśniewskiego z pierwszego tomu "Domu na Wyrębach", z ciekawością małego dziecka sięgnęłam po kolejną część książki. Po lekturze mam trochę mieszane uczucia. Ale po kolei.
Jak już pewnie większości zainteresowanych wiadomo, w "Nowym domu na Wyrębach" pałeczkę głównego bohatera przejmuje Hubert Kosmala, jedyny przyjaciel Leśniewskiego. Cieszyłam się na tę okoliczność, bo charakterystyczna postać pana profesora, którą polubiłam na równi z Markiem, jeśli nie bardziej, zapowiadała nie lada ucztę czytelniczą. Okazało się jednak, że to nie jest już do końca ten sam człowiek. Wydarzenia, które zakończyły pierwszy tom dość mocno wpłynęły na wewnętrzną przemianę pana Kosmali. Siarczysty język nieco złagodniał, czupurny sposób bycia przygasł, a życie wewnętrzne nabrało głębi i mroku. Trudna sytuacja znalazła również odbicie w relacji małżeńskiej bohatera. W tym miejscu plusik dla autora za wiarygodność i umiejętne wprowadzenie zmian, bez szkody dla postaci.
Zdaje się, że pan Darda tym razem troszkę po macoszemu potraktował przyrodę, która w pierwszej części była na pierwszym planie powieści. Ale to też wyszło na plus. Skoro już wcześniej poznaliśmy piękno Wyrębów, to kolejne przydługie opisy mogły by niepotrzebnie wyhamowywać akcję.
Powieść ma charakterystyczny, duszny klimat, do czego pan Darda zdążył mnie już przyzwyczaić. Niby nic szczególnie strasznego się nie dzieje, a ciężko zamknąć książkę bez przeczytania kolejnego rozdziału. Jest tylko kilka nużących momentów, które niewiele wnoszą do fabuły, ale zdaję sobie sprawę, że są one potrzebne dla utrzymania ciągłości wydarzeń i również wiarygodności. Obok zagadki Wyrębów, życie toczy się przecież swoim torem.
Ale żeby nie było tak idealnie, odrobinę brakowało mi takiego czystego, gwałtownego strachu. Moje napięcie było budowane bardzo powoli, z rozdziału na rozdział czekałam na jakieś BUM, które było wciąż odraczane i nastąpiło dopiero na samym końcu książki. Zwolennicy zjaw, krwawych scen, latających flaków i zła w czystej postaci mogą być nieco rozczarowani. Jest ich na pewno mniej, niż w pierwszym tomie (gdzie, umówmy się, też się od tego nie przelewało). Jednak dla mnie, tego typu groza to prawdziwa uczta, bo wolę czuć niedosyt, niż przesyt. Z jednej strony, byłam zła, że te, istotne dla gatunku momenty, były tak skąpo dawkowane, a z drugiej - zabieg ten wciągnął mnie w powieść po uszy i utrzymywał pragnienie poznawania, dociekania, odkrywania do ostatniej strony.
Zostaje też wprowadzony inny punkt widzenia w postaci zapisków Ewy, koleżanki Marka i Huberta, co nadaje powieści trójwymiarowość, a jednocześnie jest ciekawym zabiegiem, wplatającym pewien tajemniczy wątek.
Ale żeby nie było tak idealnie, odrobinę brakowało mi takiego czystego, gwałtownego strachu. Moje napięcie było budowane bardzo powoli, z rozdziału na rozdział czekałam na jakieś BUM, które było wciąż odraczane i nastąpiło dopiero na samym końcu książki. Zwolennicy zjaw, krwawych scen, latających flaków i zła w czystej postaci mogą być nieco rozczarowani. Jest ich na pewno mniej, niż w pierwszym tomie (gdzie, umówmy się, też się od tego nie przelewało). Jednak dla mnie, tego typu groza to prawdziwa uczta, bo wolę czuć niedosyt, niż przesyt. Z jednej strony, byłam zła, że te, istotne dla gatunku momenty, były tak skąpo dawkowane, a z drugiej - zabieg ten wciągnął mnie w powieść po uszy i utrzymywał pragnienie poznawania, dociekania, odkrywania do ostatniej strony.
Bardzo odpowiada mi styl pana Dardy. Język jest wyważony, dość prosty, płynny, a brak powtórzeń czy kiksów stylistycznych sprawia, że lektura jest przyjemna i nic nie przeszkadza mi w przeniesieniu się w wykreowany przez autora świat. Szczególnie ujęła mnie jedna z metafor na początku książki, ale nie będę zdradzać która ;)
Na koniec o czymś, co jest dla mnie najistotniejsze - uczucia względem bohaterów. Jak i w poprzednich książkach tego autora, tak również w przypadku "Nowego domu na Wyrębach" czuję się emocjonalnie związana z głównymi postaciami. Są to emocje różnego typu: sympatia, troska, współczucie, odraza, złość. Obecność tychże emocji jest sygnałem, że pan Darda po raz kolejny wykonał dobrą robotę, bo umiejętnie podrażnił najczulsze punkty mojej wrażliwości. A książka bez emocjonalnego zaangażowania czytelnika byłaby po prostu nijaka, płytka i niewarta poświęconego czasu.
Na koniec o czymś, co jest dla mnie najistotniejsze - uczucia względem bohaterów. Jak i w poprzednich książkach tego autora, tak również w przypadku "Nowego domu na Wyrębach" czuję się emocjonalnie związana z głównymi postaciami. Są to emocje różnego typu: sympatia, troska, współczucie, odraza, złość. Obecność tychże emocji jest sygnałem, że pan Darda po raz kolejny wykonał dobrą robotę, bo umiejętnie podrażnił najczulsze punkty mojej wrażliwości. A książka bez emocjonalnego zaangażowania czytelnika byłaby po prostu nijaka, płytka i niewarta poświęconego czasu.
Podsumowując:
Lekturę uznaję za bardzo przyjemną, z tylko nieznacznym poczuciem niedosytu. Drugi tom cyklu o Wyrębach nieco różni się natężeniem grozy i ogólną strukturą od pierwszego, a poprzez wprowadzenie nowych, jeszcze nie wyjaśnionych wątków, jawi się w moich oczach jako przejściowy etap, wprowadzenie do części trzeciej, która mam nadzieję, jak najszybciej ukaże się na księgarnianych półkach, a wtedy znajdzie też miejsce w mojej biblioteczce.
Lekturę uznaję za bardzo przyjemną, z tylko nieznacznym poczuciem niedosytu. Drugi tom cyklu o Wyrębach nieco różni się natężeniem grozy i ogólną strukturą od pierwszego, a poprzez wprowadzenie nowych, jeszcze nie wyjaśnionych wątków, jawi się w moich oczach jako przejściowy etap, wprowadzenie do części trzeciej, która mam nadzieję, jak najszybciej ukaże się na księgarnianych półkach, a wtedy znajdzie też miejsce w mojej biblioteczce.
Komentarze
Prześlij komentarz